Wchłaniam.
Wilgoć, błoto, piasek z nad Morza Czarnego, co dopiero tu
wysypał się z butów. Łapie ostatnie pobzykiwania pękatych
komarów. Ciebie też pożeram. Sam do mnie przychodzisz. Robię to
tak naturalnie. Nie narzucam się, to ty penetrujesz moją małą,
czasem ciasną, ale jakże pojemną przestrzeń. Rozbierz się. Czuj jak u siebie. W domu. Taka samotna i zmarznięta jestem. Tęsknię
za tymi chwilami gdy tylko ty i ja. Sam na sam. Dla ciebie wszystko. Tylko
wejdź proszę. Bez pukania. Ja czekam. Tak, bywają tu inni. Nic na
to nie poradzę. Taka już jestem. Otwarta dla wszystkich. Eh...
Nudą wieje. Wpadam w marazm. Ciemność tak nagle przychodzi. Dzień coraz krótszy. I co z tego, że szarości są modne. Już chyba nie tęsknie. Wszystko mi jedno.
Wzrusza mnie wycieraczka. Tatarak przeminął z latem.