poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozpałka

Oswoić się z ogniem. Bezpiecznie żonglować rozżarzonym węglem i nieugotowanym ziemniakiem. Wprawiać ciepło w ruch. Ten musi być pewny i wprost proporcjonalny do czasu trwania. Gdy tu jestem czuje się jak Hestia – studentka pierwszego roku zaocznej filozofii. Nie wiem, kto miał więcej racji mówiąc, że na początku była woda, mówiąc, że na początku był ogień. Na początku można utknąć w nieskończoność. Jak w popsutej windzie. Wtedy ani w bok, ani w górę, ani w dół. A trzeba do przodu. Dmuchnąć, zagotować, dać ciepło. Cyrkulacja. Palę. Grzeję. Czekam na Odysa.